Opowiadanie

Tutaj będę dodawać rozdziały opowiadania, bo mogą się zgubić wśród notek :P Spodziewajcie się drugiego rozdziału niebawem ;)


Kręcę się po ulicy. Szukam choćby najmniejszego kawałka czerstwego chleba bądź plasterka starej kiełbasy. Jednak gdy zobaczę człowieka, uciekam od razu. Wolę głodować przez kolejny dzień niż narażać się na niebezpieczeństwo. Ludzie bywają okropni, nigdy nie zapomnę jak mnie potraktowali. Był deszczowy dzień. Futerko miałam przemoczone co do jednej nitki i okropnie schlapane błotem. Czułam dreszcze przeszywające całe moje ciało. Grupka nastolatków idąca ulicą pokazała mi pęto kiełbasy. Podeszłam do nich zaciekawiona i bardzo głodna. Schwytali mnie i wzięli do klatki schodowej. Dlaczego byłam taka głupia i do nich podeszłam, nigdy się tego nie dowiem. Nie nakarmili mnie, tylko po prostu szukali rozrywki. Jakiś chłopak wyjął z kieszeni zapalniczkę. Przysunął ją do mnie, podpalając fragmenty sierści na grzbiecie i ogonie. Pomimo, że byłam bardzo przemoczona, czułam jak płonę. Odór palonego futerka był nie do zniesienia, a to przecież jedynie namiastka. Udało mi się im wyrwać, pomimo, że ktoś mocno mnie trzymał. Wybiegłam na deszcz. Krople wody spływające po mnie ugasiły ogień i przyniosły częściową ulgę w cierpieniu. Chociaż ciało bardzo bolało, biegłam przed siebie. Wolałam uniknąć ponownego złapania, bardzo się bałam. Od tamtej pory unikam ludzi jak ognia, z którym mi się kojarzą. Nie chcę mieć nic wspólnego z tymi potworami. Jeśli kiedyś jeszcze zaufam człowiekowi, wiem, że prędko to nie nastąpi. Nie dość, że tak mnie skrzywdzili, to jeszcze jak idę ulicą i ktoś mnie zobaczy, słyszę "Jakie brzydkie kocisko! Wynoś mi się stąd, psiiik!", "Jesteś jakaś chora, a kysz!". A przecież to właśnie ludziom zawdzięczam swoje cierpienie i niedolę. Żaden, nawet najinteligentniejszy gatunek zwierzęcia nie umie posługiwać się ogniem.Wspominałam sobie tamte wydarzenia, idąc ulicą. Spotkałam dziewczynkę, którą 
matka prowadziła za rękę. Nie uciekłam, bo instynkt nie nakazywał mi natychmiastowego odwrotu.
- Kici, kici kotku, mam coś dla ciebie - powiedziało dziecko, po czym wyjęło ze swojej kanapki kawałek sera i kilka plasterków kiełbasy.
- Zuziu, nie rób tak!
- Dlaczego?
- Skąd możesz wiedzieć, że ten kocur nie jest na coś chory lub cię nie skrzywdzi? Obcych zwierząt się nie dotyka. Nasz kot Ci nie wystarcza? - kobieta wypowiedziawszy te słowa zabrała dziecko w drugą stronę rzucając mi uprzednio nienawistne spojrzenie.
Ja chora? Jeśli już to na wstręt do istot nazywanych homo sapiens. Miałabym skrzywdzić dziecko, które pomaga mi przeżyć? To bez sensu, tym bardziej, że to ludzie mnie skrzywdzili, nie ja ich. Jak słuchałam słów tej kobiety, chciało mi się wymiotować. Nasz kot ci nie wystarcza? Wyobraziłam sobie wtedy wypielęgnowanego i utuczonego kocura, który nie zna głodu ani strachu. Choć sama nie wiem dlaczego wobec takich przedstawicieli mojego gatunku odczuwam odrazę. Jest też opcja, że to nie tyle odraza co po prostu zwykła zazdrość. O pełną miskę, kochającą rodzinę i opiekę weterynaryjną, ogółem o lepsze życie. Sama chciałabym znaleźć się w takiej sytuacji, jednak to nie możliwe. Moim marzeniem jest bycie zadbaną kotką posiadającą swój własny, przytulny kącik w domu, gdzie otoczyliby mnie kochający właściciele. Mam już serdecznie dosyć bycia dla świata zbędnym balastem, przysłowiowym piątym kołem u wozu. Pogrążona w takich myślach udałam się do śmietnika i zasnęłam zwinięta w kłębek na starej gazecie. Śniłam o swoim lepszym życiu, o którym tak bardzo marzę i którego potrzebuję. Jednak gdy się obudziłam i uświadomiłam sobie, że rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej, niezmiernie posmutniałam. Dotarło do mnie także, że po raz pierwszy od ponad roku nie nawiedził mnie we śnie koszmar z udziałem ognia, co było codziennością od tamtego feralnego zdarzenia. Nigdy nie zrozumiem, dlaczego niektórzy ludzie w tak brutalny i niegodziwy sposób traktują współlokatorów planety zwanej Ziemią. Dopiero po chwili otrząsnęłam się i dotarło do mnie, że takie rozmyślania nie mają sensu. Nie ważne, jak bardzo bym tego chciała, nie zmienię ludzkiego zachowania, bo nie mam na nie najmniejszego wpływu.Kiedy usłyszałam ćwierkanie ptaków, udałam się na polowanie. Przyczaiłam się na wróbla i go złapałam. Wprawdzie posiłek był niewielki, ale i tak miałam szczęście, bo przecież niecodziennie udaje mi się zjeść cokolwiek. Powoli nastawał dzień, więc musiałam znaleźć kryjówkę przed ludźmi. Śmietnik był złym miejscem. Nie miałam ochoty na bezpośrednią konfrontację. Wdrapałam się niemalże na sam wierzchołek masywnego jesionu. Było tam ciepło i jednocześnie cień chronił mnie przed słońcem. Wbiłam pazury w gałąź i usnęłam. Wstałam kilka godzin później. Tuż obok mnie siedziało małe, wychudzone kociątko.
- Co tu robisz? 
- Chciałam się z tobą zaprzyjaźnić. Mam na imię Kitai, a ty?
- Hikari. Czy Kitai to po japońsku nadzieja?
- Tak, nazwały mnie tak dzieci, które odniosły mnie do weterynarza, jak byłam pogryziona przez psa. Lekarz stwierdził, że jest dla mnie nadzieja i dlatego tak się nazywam. 
- Chodź, zejdziemy z tego drzewa i zapolujemy na coś. Ludzi w pobliżu nie widać - powoli schodziłam z drzewa. Mała, biała kotka podążała tuż za mną. Bardzo się cieszyłam, że do mnie podeszła. Nareszcie samotność nie będzie mi tak doskwierać. Już w tej chwili przysięgam sobie chronić Kai najlepiej, jak będę umiała. Przed ludźmi, aby nie powtórzyła mojego losu i przed psami, których na pewno się boi. Rozmyślałam tak, aż w pewnym momencie moim oczom ukazała się trawa. Leżała na niej kiełbasa, kości i miska mleka.
- Hikari, patrz, jedzenie!
- Widzę, widzę. Chodź, posilimy się trochę, zanim przyjdą głodne psiska - gdy wypowiadałam te słowa, na moim pyszczku po raz pierwszy od bardzo dawna pojawił się uśmiech. Ujmując to najprościej jak się da, byłam po prostu szczęśliwa. Wówczas, gdy Kitai jadła, obserwowałam bacznie okolicę. Następnie kazałam jej wdrapać się na drzewo i sama zaspokoiłam swój głód. Nasycone poszłyśmy do jej kryjówki, zabierając trochę pożywienia ze sobą. Kotka doprowadziła mnie do dziupli, która była wysoko nad ziemią. Nam nie sprawiło problemu dostanie się tam i byłyśmy bezpieczne. Skrytka zapewniała ochronę przed wiatrem i wypadnięciem. Była wręcz idealna.
- Gdzie wcześniej mieszkałaś?
- W śmietniku, spałam na starych gazetach. Jak długo tutaj jesteś? Sądzę, że dosyć długo skoro nawet kocyk zdążyłaś sobie przynieść.
- Od dwóch miesięcy. Kocyk? Tak, trzeba przyznać, ludzie dosyć często wyrzucają rzeczy im niepotrzebne, a nam ratujące życie.
- Trudno się z tobą nie zgodzić. Powiedzieć ci jeszcze coś?
- Tak.
- Czasami w tej okolicy pewna pani zostawia jedzenie dla takich kotów jak my.
- To bardzo miłe. Jestem zmęczona, idę spać.
- Oj, ja także. Miłych snów, Kitai.
- Wzajemnie, Hik.
Zwinęłam się w kłębek. Nie mogłam uwierzyć, już nie będę samotna. Widziałam w małej swoją przyjaciółkę i sojuszniczkę. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że kiedyś będzie inaczej. Wstałam na chwilę. Śpiąca Kati wyglądała przesłodko. Przez dłuższy czas rozmyślałam o zmianach, które nastąpiły dzisiaj w moim życiu. Jednak wkrótce zasnęłam, byłam bardzo zmęczona.


2 komentarze:

  1. Fajne, czekam na rozdział II! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. (nieobecność się przedłużyła, dlatego dopiero opowiadam xD)

      Postaram się, jednak moja inteligentna osoba przesiała gdzieś zeszyt w którym opowiadanie było zapisane T.T

      Usuń

Z góry dziękuję Wam za wszystkie komentarze. Jeśli macie dla mnie jakieś rady, piszcie śmiało. Przyjmuję krytykę, jednak prosiłabym o tą konstruktywną. W końcu człowiek uczy się przez całe życie :) Proszę Was o komentarze bez wulgaryzmów, bez nich też można wyrazić swoje zdanie :] Wulgarne komentarze będą usuwane.